sobota, 29 października 2016

To się podziało...

Ano tak. Podziało się się i z tego powodu bardzo się cieszę. Odstawiłam depresję na półkę z napisem "nie wracaj" i zaczynam nowe życie. W nowym mieszkaniu. Tak bo to takie zmiany. Teraz przyszedł czas na meblowanie, a wcześniej na malowanie i tak uczę się jak malutkie rzeczy dają radość.Udało się ale kosztowało to trochę, może więcej niż trochę, nie tylko chodzi o koszty finansowe  ale i inne ...

sobota, 13 sierpnia 2016

Zmiany, zmiany , zmiany ....

Postanowiłam skończyć z narzekaniem i rozczulaniem się nad sobą. Małe jak to nazywam "pranie mózgu" i podjęłam decyzje ZMIENIAM SWOJE ŻYCIE . Uwierzycie? Jakoś tak się dzieje , że teraz się dzieje i to pozytywnie się dzieje. Krótkie wyrwanie się z tej codzienności i ...... nie jest źle. Udowodniłam sobie, że potrafię i że istniej świat poza tym kimś. Oswajam moją samotność , co nie oznacza , że chcę taki stan  utrzymać. !

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Czegoś wciąż mi brak....

Dawno mnie tu nie było, a planów było tyle, że codziennie, że chociaż raz w tygodniu, a tu wyszło jak zawsze. Pisanie odeszło w zapomnienie. Dlaczego, bo chyba to moje pisanie nie ma sensu. Niby zakładałam, że nikt nie będzie czytał, że nikt nie będzie komentował ale .... założenia to jedno, a rzeczywistość to  co innego. No nic.
Tak mnie ostatnio prześladuje jedna piosenka Urszuli pt."Rysa na szkle". a szczególnie słowa refrenu "Czegoś wciąż mi brak.....Obcy ludzie mówią mi, że tak zazdroszczą mi..." Tylko czy jest czego? Fakt byłabym niesprawiedliwa gdybym powiedziała,że jest mi źle . Doceniam to co mam, wspaniałą pracę, mam gdzie mieszkać, robię co chcę, a jak nie chcę to nie robię. Beztroskie życie, poza nerwówką w pracy. Ale ciągle towarzyszy mi niedosyt , brakuje mi czegoś . jest taki przedziwny rodzaj pustki. Bo niby są znajomi ale większość ma już rodziny i nie wyrwie się by gdzieś jechać, pójść i wcale się im nie dziwę. Takich samotników jak ja jest podobno dużo , tylko do cholery gdzie? Wiele koleżanek mężatek mówi , że mi zazdroszczą .... ale ciekawa jestem jak długo by mi zazdrościły, gdyby udało się nam zamienić miejscami. Niby możesz wszystko , ale tak naprawdę nie masz z kim dzielić tej radości. Dzwonisz tu , dzwonisz tam, a  tam dzieci płaczą , koleżanki obiad dla mężów przygotowują, a podobne mi siedzą w pracy i brną po szczeblach  kariery. I cieszysz się, ze jesteś tam gdzieś, ale gdy podzielić się tą radością ...pełnia szczęścia.
Dogodzisz tu babie ? Nie zawsze znajdzie jakiś powód do narzekań. Rozmawiałam ostatnio ze znajomą psycholożką i zadałam jej pytanie "jak wypracować w sobie pogodzenie się z tym, że  będę już sama, tak do końca" Zbeształa mnie , że  tak mam nie myśleć, że to przejściowa sytuacja. A ja się pytam ILE ta przejściowa sytuacja ma trwać? Bo u mnie sytuacja przejściowa w stałą się przeradza. Przecież lat nie ubywa  ale przybywa w zastraszającym tempie i co ? I tak czekać do śmierci i łudzić się , że jeszcze jest nadzieja. Zastanawiam się i to bardzo często, co ze mną nie tak. Czy tam gdzieś na górze zapisana jest mi samotność, czy ktoś zapomniał stworzyć dla mnie drugą przysłowiową połówkę pomarańczy.
Czasami jak słyszę "tobie to dobrze i nie masz na co narzekać " to mam ochotę odpowiedzieć słowami piosenki Urszuli
 "Czego wciąż mi brak?
Co tak cenne jest
Że ta nienazwana myśl
Rysą jest na szkle
Czego wciąż mi brak
Przecież wszystko mam
Nie zrozumie nigdy mnie
Ten kto nie jest sam".
 A gdyby tak czytał to przez przypadek ktoś i miał jakieś mądre rady , to czekam ....

piątek, 20 maja 2016

Prawda ...

Prawda, większość z nas chce prawdy, mówimy ale  powiedz mi prawdę, ale jak to jest tak na prawdę, itp. Ale jak to jest z tą prawdą? Gdy zaczynasz mówić prawdę innym, to ich ubywa. Niby chcemy tej prawdy ale gdzieś tam w głębi duszy uciekamy od niej , a raczej od tych , którzy ją mówią.   Nie jest to łatwe ani dla jednej ani dla drugiej strony (mówiącego i odbiorcy) . Nie  mam na myśli czegoś pozytywnego, myślę o tych chwilach, tych rzeczach trudnych. Osobiście cenię sobie ludzi , którzy  wprost mówią o tym co myślą, o tym jak mnie postrzegają. Czasami zaboli, ale zaboli tylko raz gdy słyszysz, ale dla mnie jest to także informacja, że jestem jednak dla tej drugiej osoby kimś na kim  jej zależy. Sama staram się tak robić. I może nie dostarcza mi to przyjaciół  ale  jakoś żyje się inaczej. Wbrew pozorom prościej. Bo generalnie to życie jest proste, tylko my sami je komplikujemy. Zamiast mówić wprost, owijamy to co chcemy powiedzieć "w bawełnę" , lukrujemy , cukrujemy itd, itd. Tłamsimy w sobie wiele rzeczy byleby tylko nie powiedzieć tego co tak naprawdę myślimy. Doprowadza to do bezsensownych sytuacji. Przerabiałam to już kilka razy i teraz też   mam taką sytuację.  Poprawność jak to mówią polityczna być musi.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   

sobota, 14 maja 2016

Monotematycznie...

Znów będzie o samotności, bo ta  mnie nie opuszcza. Chyba muszę ją zaakceptować i zawrzeć jakiś pakt. Staram się oswoić z myślą, że tak już zostanie , że będę sama do końca . No ale , właśnie no ale nie jest to proste. Czy warto mieć nadzieję? Łudzić się jeszcze, że będzie  inaczej , chyba nie czas i nie pora. Dzisiaj  przeczytałam artykuły o samotności (weekend.gazeta.pl) i padło tam stwierdzeni, że  "ebola nie wykończyła tylu ludzi co samotność" i zgadzam się z tym .  Samotność boli, męczy, nęka. Niby nic , niby ludzi na około jest bardzo dużo, w ciągu dnia i w pracy , ale potem. Potem zostaje tylko ona samotność. Idąc przez miasto, zwróciłam uwagę jak wszyscy jesteśmy zapatrzeni w ekraniki naszych telefonów, z słuchawkami na uszach odcinamy się od świat. A jeszcze do niedawna było inaczej. Rozmawialiśmy ze sobą, na stacjach, przystankach. To było takie normalne. A teraz? Komunikujemy się. A gdy coś zaczyna się psuć, gdy kogoś dopada nieszczęście to omijamy go, unikamy , bo przecież chcemy słyszeć tylko to co przyjemne. Jak zimny prysznic podziałały na mnie wiadomości ile znajomych jest już po rozwodzie. Nie chcę nikogo osądzać, ale czy nie przyzwyczailiśmy się do tego, ze jak się coś psuje to się to wyrzuca i sięga się po nowe. Tylko tak można z rzeczami , a w relacjach z człowiekiem , cóż ... Gdy pojawia się kryzys wychodzi na jaw fakt , że nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Bo takie rozmowy nie są łatwe i nie należą do przyjemnych.  Nie mówię tu o patologiach, ale o związkach , w których źle się dzieje bo , mówiąc najprościej  ludziska się gdzieś pogubili. Bo czasy, w których żyjemy nie sprzyjają i nie ułatwiają nam życia. A z drugiej strony to przecież po trosze i my kreujemy ten czas i miejsce.

sobota, 7 maja 2016

Nowszy model...

Jak zwykle byłam dzisiaj w schronisku dla psów. Satysfakcja jest, bo dwa psy znalazły dom, mam nadzieję, ze stały, kolejny chyba też pojedzie do nowego domu. Byli wolontariusze, którzy wyprowadzali psy na spacer i niby wszystko ok, ale wędrując tak po boksach uświadomiłam sobie, ze większość z tych psów  dokona tu swego psiego żywota. Smutne, ale niestety tak jest. Boimy się starości. Taka jest prawda. I te starsze psiaki, czasami schorowane nie mają już szans, bo większość osób chce młode psiaki . Niby rozumiem, taki szczeniaczek rozbraja każdego, ale te starsze maja w sobie , a raczej w swoich oczach coś niesamowitego, dziwną głębię, mądrość nie wiem do końca jak to nazwać. Wiem jak boli po stracie psa, ale... no właśnie  boimy się zabrać do domu 5 letniego psiaka , bo obawiamy się , ze szybko od nas odejdzie, a czy w życiu też otaczamy się tylko młodymi ludźmi, bo ci starsi mogą też nas opuścić. Wszystko ma być nowe, młode i piękne, a co z tymi co nie przystają do tego kanonu? Udajemy, ze ich nie ma , nie zauważamy , wymieniamy na nowszy model, nie zwracając uwagi na nic, nie podejmując wielokrotnie próby by coś naprawić. Dbamy o swój "dobrobyt emocjonalny " no i dobrze. Bardzo często gdy proszę znajomych by pojechali do schroniska i poświęcili godzinkę na spacer z psiakiem słyszę , że są za wrażliwi, że chyba by nie wytrzymali w takim miejscu. Czasami , tak nie wprost sugerują, ze ja to mam serce  z kamienia , bo tam jeżdżę . Nie,  nie mam  ! A  szkoda! Może żyłoby się łatwiej i w tym ludzkim i w tym nieszczęsnym psim świecie. Tego nie wiem , wiem jednak, ze życie to nie tylko przyjemne chwile (chociaż nie miałabym nic przeciwko) , że nie możemy się tak izolować od tego co nie jest  wesołe, radosne. Takie spotkania, obcowania z bólem wzmacniają, dają siłę . Zmienia się nasze spojrzenie na wiele spraw. Przynajmniej mnie się tak wydaje.

środa, 4 maja 2016

Takie tam...

Tak sobie myślę ( a ostatnio strasznie dużo myślę i niestety nie jest to zbyt dobre bo skutecznie utrudnia życie) jak to jest z tym znajdywaniem kogoś na całe życie. Kto kogo ma znaleźć, kto kogo ma szukać, jak to zrobić by dwoje się znalazło. Skomplikowane to wszystko gdy tak się o tym myśli. Mądra księga mówi, że "nie jest dobrze by człowiek był sam" skoro tak , to dlaczego wokół tak dużo samotnych . Czego nam brakuje, a raczej powinnam napisać czego mi brakuje, że nie  potrafię znaleźć sobie kogoś. Chyba trzeba się pogodzić , że pisane mi jest być samotną osobą. Tylko, że to cholernie boli...

niedziela, 1 maja 2016

Długie weekendy....

Długi weekendy to dla mnie długie myślenie. To takie babranie się w myślach, zastanawianie się co jest ze mną nie tak, że jestem tak potwornie samotna. Tak bardzo chciałabym być  z ludźmi ale oni ze mną nie chcą - chyba tak mi się wydaje. Jak to pogodzić? Jak przyłączyć się do jakieś grupy? Dotąd moją ucieczką były zwierzęta, skupiałam się na pomaganiu. Nie wiem komu pomagałam, im czy sobie. Ale tak długi czas wegetowałam. Działała prosta analogia. One samotne i szukające kogoś , człowieka tak jak i ja. Ich radość ze spaceru i taka ciągła  obecna w ich oczach nadzieja , że może tym razem się uda i znajdzie się dom, stawała się zaraźliwa. Ale im dłużej trwała relacja z moim (wg mnie przyjacielem) tym bardziej dostrzegałam potrzebę bycia z ludźmi. Tak bardzo się od niego uzależniłam - tak to dobre słowo. Ale po raz pierwszy miałam przy sobie człowieka, z którym było mi bardzo dobrze, który pokazał mi , czym tak naprawdę jest przyjaźń, co znaczy troszczyć się o drugiego człowieka. A teraz po tym wszystkim, ja się próbuje posklejać. A on, cóż albo udaje albo bawi się wspaniale. Czasami zastanawiałam się czy te relacje, to nie jest  jakaś manipulacja. Może chodziło tylko o pewne zyski, o gwarancję , że skoro wyjdziemy poza relacje służbowe , to ... No właśnie to.... Głupia jestem w tym wszystkim. 
 

piątek, 15 kwietnia 2016

Weekendowe rozważania

Jakoś  ostatnio boję się weekendów, świąt i wolnych dni. Dotychczas nie rozumiałam jak można nie lubić dni wolnych, bo przecież tyle jest do nadrobienia, rower, wyjazd, spacer itp. przyjemności. A dzisiaj to nie cieszy. A wręcz jak pisałam przeraża. Bo w weekendy zostaje się sam na sam ze sobą . Gdy zaniedbało się przyjaciół, znajomych to zostaje tylko  swoje towarzystwo, które nie wystarcza, a wręcz męczy. Jakoś przedtem nie zauważałam wokół siebie tylu par, grupek ludzi, a teraz wręcz na każdym roku, widzę , że człowiek  do szczęścia potrzebuje drugiego człowieka, że choć nie wiem jak by się spinał i zaprzeczał temu to tak jest. Nie rozumiałam stwierdzenia "że pieniądze to nie wszystko, że  miłość jest najważniejsza. Oczywista , oczywistość, albo górnolotne hasełko. Dzisiaj z zazdrością patrzę na szczęśliwych ludzi, którzy umawiają się ze znajomymi , bliskimi by gdzieś wyjść , posiedzieć. Też bym tak chciała, ale nie potrafię , paraliżuje mnie ogromny strach. To takie znane "chciałabym, a boję się". Jak mieszkając w niezbyt dużym mieście, poznać kogoś. Jak się zabrać do nawiązywania nowych przyjaźni. Pewnie czytając te moje wywody ( jeśli w ogóle  ktoś czyta) pomyślicie , ze jestem jakaś nienormalna. Czasami sama tak myślę, ale wracając do tematu. Jak będąc już po trzydziestce,( a może kilka lat przed czterdziestką powinnam napisać) znaleźć kogoś? Obudziłam się, wiem. No ale czasu nie cofnę.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Cicha "przyjaciółka"...

Tak sobie myślałam, ze mnie to nigdy nie odwiedzi, że niby ja ? A tu masz przyszła nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak z pewna taką delikatnością wkradła się w moje życie, a teraz już na dobre próbuje się rozgościć. Początkowo nie wiadomo co  i jak, szukałam usprawiedliwień różnych i wszelakich, a to pogoda, a to nadmiar obowiązków, stres i tłumaczyć się tak można bez końca.  A ona stojąc z boku zacierała ręce i szeptała, że wszystko jest fe i beznadziejne, że najlepiej zostać w łóżku , "podarować" sobie kolejny spacer. Mieliście tak kiedyś? ale nie przez chwilę, tylko przez dłuższy czas. Samo wstanie z łóżka i wyjście do  kiedyś ulubionej pracy, teraz jest nie lada wyprawą, a gdy już się dojedzie to człowiek jest totalnie zmęczony, a tu jeszcze praca przed nim . Tak depresja , bo o niej mowa, przychodzi nie wiadomo skąd i kiedy. Osacza cię i okrąża, zgrywa dobroduszna przyjaciółkę, która wysysa z ciebie wszystkie soki życia. Wodzi cię za nos i pokazuje twoją bezsilność. Czasami jest tak pazerna,  zachłanna , że człowiek wije się z bólu, a boli całe ciało, boli myślenie, boli wszystko. Ale to  specyficzny jedyny w swoim rodzaju ból, samotności, beznadziei , tęsknoty. Rzeczy, które dotychczas cieszyły , nie cieszą nie przynoszą rozładowania i  pozytywnych doznań. Ludzie patrzą na ciebie jak na ponuraka, unikają  kontaktu, a ty niesiesz  na plecach niechcianą koleżankę, która wodzi cię za nos. Przy ludziach się jeszcze wstrzymuje, ale wychodzi z siebie gdy zostajesz sam na sam z nią wśród czterech ścian. Wówczas kąsa bez opamiętania.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Time to say goodbye...

Zatem żegnaj, skoro tego chcesz  mój drogi przyjacielu. Tak, bo miałam Cię za przyjaciela i to bardzo bliskiego, kogoś  o kogo walczyłabym i dla kogo zrobiłabym  bardzo dużo. Może  wydawało mi się, że to było  coś więcej, ale to był krótki czas. Dla mnie ważne było , że byłeś , na wyciągniecie reki , że  byłeś po drugiej stronie  telefonu, monitora, że  mogliśmy ze sobą długo rozmawiać o wszystkim i  o niczym. Snuć plany na przyszłość takie realne i bardzo abstrakcyjne. Dzięki  Tobie odzyskałam wiarę w drugiego człowieka, dzięki  Tobie przetrwałam  trudne  chwile, byłeś Kimś niezwykłym, kto dawał do myślenia. Ale dzisiaj jest przerażająca cisza, która zabija, już nie ma telefonów, rozmów, już ktoś inny wysłuchuje  Twoich zwierzeń nie ja ....Boli, ale skoro tak zdecydowałeś, skoro taką podjąłeś decyzję, to idź , postaram się już nic więcej nie komplikować, nie utrudniać...  Widzę , że jednak dobrze sobie z tym radzisz i wbrew temu wszystkiemu jak cholernie mnie to boli , życzę Ci wszystkiego co najlepsze. Myślę , że można było inaczej, ale Ty już postanowiłeś.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Zbyt wiele w sobie tłumimy ....

Właśnie  znalazłam takie stwierdzenie, zdanie, że im bardziej w sobie coś tłumimy , z tym większą siłą kiedyś wybuchnie. I cóż ,  po ostatnich wydarzeniach muszę przyznać słuszność temu stwierdzeniu. Przez ostatnie kilka lat tłumiłam w sobie wszystko. Byłam jak worek, do którego wrzucałam wciąż i wciąż nowe  emocje, uczucia , doświadczenia. Bo inni byli ważniejsi, bo trzeba było sprostać wymaganiom i oczekiwaniom, zmierzyć się z zadaniami , które wręcz paraliżowały mnie w środku ale przecież to nie ja byłam ważna. Ważne były oczekiwania innych, bo przecież "jesteś silna" tak słyszałam, dasz sobie radę , po tobie spływa jak po kaczce. Znacie takie osoby? pewnie wokół was jest takich kilka, które w towarzystwie, w pracy dążą do zadowolenia wszystkich,  nie obnoszą się ze swoimi  uczuciami, biorą się w garść i działają. Ale czy tak jest, ze na nich nic nie działa, nic im nie sprawia przykrości, że są silne i ze wszystkim sobie dają radę. A guzik prawda. Wiele  razy - wiem to ze swojego doświadczenia- miałam wszystkiego dość, zadania, które miałam wykonać spędzały mi sen z oczu , w środku wszystko grało, no ale ... Czułam się jak ten pies, który zapędzony w róg  ma dwa wyjścia albo zaatakuje, albo się ukorzy i podda. Ja wybierałam tą pierwszą metodę, atakowałam, sparaliżowana strachem , z obawą stawałam  i podejmowałam się realizacji kolejnych zadań. Nie okazując otoczeniu, jak wiele  mnie to kosztuje, jak bardzo mnie to spala. Nawet gdy ktoś z bliskich zachorował, nie miałam możliwości  na chwilę słabości,  nie było czasu, bo  trzeba było wszystko zorganizować, a jeśli już wrzało wszystko  to wyłam w samochodzie, nie wśród ludzi ale w samochodzie , bo miałam być podporą dla innych. Tylko po kilku latach takich jazd takiego tłumienia w sobie , coś eksploatowało , tak obrazowo,   coś mnie rozerwało i od pewnego czasu nie potrafię się  pozbierać. To dziwne, gdy teraz ja potrzebuję pomocy , podpory jakoś się cicho zrobiło. Bo przecież ci silni , nie mają prawa do słabości. Nawet ktoś , komu bardzo zaufałam odchodzi ... Fajnie jest być z ludźmi , którzy nie mają problemów, którzy są zadowoleni i wiecznie uśmiechnięci, a co gdy ich dotykają problemy? To wtedy  odpoczywamy sobie od nich. Jak to jest? Czy może jest tak, że wszyscy dookoła boją się zapytać, bo jak do tej pory ktoś sobie dawał rady to i teraz sobie sam poradzi, czy może czekają, że "spłynie jak po kaczce". Ja wiem , ze chciałabym by ktoś zapytał, a może nawet niech ni pyta tylko przyjdzie i tak po koleżeńsku przytuli i pozwoli na chwile słabości.

sobota, 9 kwietnia 2016

Zaczynam...

Zaczynam,  zaczynam nową przygodę z blogiem, zaczynam  myśleć inaczej, zaczynam zmieniać swoje życie bo jakoś z tym starym bardzo niewygodnie, zaczynam zapominać , a raczej uczę się żyć bez przyjaciela , który zawiesza kontakty  bo ciężko....bo jestem skomplikowanym przypadkiem.Zaczynam  odnawiać relacje  ze znajomymi bo teraz  dopiero przejrzałam na oczy , że to nie jest tak jak mi się wydawało, że dam radę ze wszystkim sama, że najpierw trzeba zająć się karierą , zarabianiem pieniędzy, a potem świat będzie leżał u stóp. Oj myliłam się i to bardzo. Praca , pracą, ale sama  daleko nie zajdę, bo samej trudno , bo         z czasem jest tak, że gdy jest problem,  gdy człowiek tak po prostu nie ma siły i chciałby się wygadać ,   przytulić, to nie ma wokół siebie nikogo. Nie chcę zrobić  z tego bloga, miejsca użalania się nad sobą, chociaż na razie pewnie tak się zapowiada. No dobra może to trochę dla mnie miejsce, gdzie będę  mogła swobodnie  podzielić się swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami. Zobaczyć jak ludzie (jeśli znajdą się jacyś czytający) mnie odbierają.
 Zaczynam , tak ale ile z tego  doprowadzę do końca?